sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 5

Minął już tydzień. Cały tydzień, odkąd tu jestem. Coś się zmieniło? Nic, prócz zapisanych stron w pamiętniku i zeszycie z moim opowiadaniem. W każdej przybyło miliony liter, tysiące słów, setki wyrazów...
 W pamiętniku ciągle pisałam o tym samym; oszustwo Emmy, Tom, James i cała ta chora sytuacja, która na dobre zmieniła moje życie.
 A w opowiadaniu? Bohaterka o imieniu Emily zdradziła swojego chłopaka z Nathanem, chłopakiem o czarnych włosach z niebieskim pasemkiem, który miał kolczyk w wardze, na nosie i w uszach. Czy kogoś mi to nie przypomina? Ach, tak... Luke. Podobny, prawda? Lecz w moim opowiadaniu są tacy sami tylko z wyglądu. Luke jest zabawny i głupi, prowadzi beztroskie życie, wchodząc w dupę każdemu kogo napotka wraz ze swoimi braćmi, a Nathan jest głową gangu, który morduję ludzi za nieposłuszeństwo wobec niego. Coś takiego jak Voldemort, tylko, że mu chodziło o pieniądze. Dopóki nie spotkał Emily - wtedy wszystko się zmieniło. Przestał zabijać niewinnych ludzi, ale by zachować pozory - zastraszał i krzywdził. Ona o tym oczywiście nic nie wiedziała, aż w końcu doszło między nimi do zbliżenia.
 Tak, mam dość bujną wyobraźnie, nie przeczę. To pomaga w życiu, by choć trochę się odizolować. Coś takiego jak muzyka, ale czujesz się, jakby to było twoje życie.
 Takie piękne, gdy dwoje przystojnych chłopaków szaleje za tobą, a ty nie wiesz co robić, by zapomnieć choć o jednym z nich.
 Gdy jesteś najładniejszą dziewczyną ze wszystkich i każdy facet ogląda się za tobą.
Łatwo powiedzieć - trudniej zrobić.
 Mimo, że nie mam  kompleksów, nie uważam, że jestem jakoś ponad  przeciętnie obdarowana urodą. Coś takiego jak Hanna z Pretty Little Liars po przemianie.
 Od tego czasu, gdy weszłam do tego domu po raz pierwszy raz - nie wychodziłam stąd ani razu. Stąd, czyli z mojego pokoju. Może nie licząc kuchni, ale to tylko mały szczegół. Gdy przychodził do mnie Tom czy Margaret zbywałam ich mówiąc, że źle się czuję. Kobiecie powiedziałam nawet, że mam okres, ale to już 6 dzień, dłużej to nie może trwać, bo niedługo Emily wyjdzie za mąż.
 Z westchnieniem podniosłam się z miejsca, zdając sobie sprawę, że tez przez tydzień nie chodziłam do szkoły, a nikt nie wspomniał o tym, bym zaczęła chodzić do tej tutaj.
 Schodząc po schodach do moich uszu dobiegły znajome, podniesione głosy. Zatrzymałam się, wsłuchując w dialogi.
 - Czy ty uważasz, że jestem taki głupi, by zapomnieć o tym, co się stało?! - Wrzasnał jakiś mężczyzna.
 - Powinieneś zapomnieć i coś z nią zrobić, bo zaraz całe Melbourne będzie o tym wiedzieć! - Wydarł się jeszcze głośniej, ktoś kogo już od razu rozpoznałam. Beau Brooks znany mi  również jako Chłopak z Dziwną Szczęką. ,,O co chodzi?"
 - Powiedziała tylko Veronice! A ona powinna wiedzieć, w co się pakuje!
 - Nie kurwa, nie powinna! - Odparł głośno mój brat.
 - To twoja dziewczyna, jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie... - zaczął jeszcze inny głos - ale to nie znaczy, że musi o tym wiedzieć. Nikt nie powinien o tym wiedzieć, dla swojego dobra. - Dodał stanowczo głos.
 - To prawda. Zrozum Jai, musisz ją uciszyć. - Beau próbował się uspokoić, mówiąc to, lecz chyba mu nie wychodziło najlepiej.
 - O co ci właściwie chodzi Beau? Nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie. - Warknął zapewne Jai.
 ,,Tego wszystkiego już za wiele", pomyślałam, bojąc się co może odpowiedzieć najstarszy z Brooksów. Rzuciłam na twarz sztuczny uśmiech i wparowałam do salonu, zupełnie zapominając, że byłam w samej bieliźnie. Do czasu kiedy nie zobaczyłam min ich wszystkich.
 Zarumieniłam się, patrzac na swoje ubranie, stwierdzając, że półnaga nie wyglądam wcale tak źle.
 - Emm... Co mamy dziś za dzień? - Spróbowałam zażartować, wiedząc, że nie przyniesie to żadnych skutków. Spojrzałam na Luke'a, który uśmiechnął się lekko, patrząc to na moje ciało, to mi w oczy. Mogłam przysiąc, że wyglądałam jak burak w chwili gdy jego uśmiech powiękrzył się jeszcze bardziej.
- Ehem... Wtorek... I chyba zapomniałaś się ubrać. - Wymamrotał Skip, wyraźnie próbując odwrócić wzrok. Prychnęłam śmiechem zwracając głowę w kierunku Chłopaka z Dziwną Szczęką.
 - A ty co się gapisz cioto? - Rzuciłam ze śmiechem. Jego mina zmieniła się od razu, nie pozostawiając w sobie ani cienia szczęścia. Och, tak Brooks; 3:0 dla mnie ćwoku.
 - Ty... chyba nie nazwałaś mnie... - Syczał, zaciskając szczękę. W sekundę stał się purpurowy i zacisnął pięści. Żyły na jego mięśniach napieły się, co widać było dzięki białej koszulce z krótkim rękawkiem.
 Mówiąc szczerze, zaczęłam się bać, kiedy zauważyłam, że powoli zaczął się do mnie przybliżać. Oczy zaczęły mu zionąć płomieniami, paląc przy tym niemiłosiernie.
 Przęłknęłam głośno ślinę.
Całe zdarzenie nie trwało więcej niż pare sekund lecz ja odczuwałam to jako wieczność. Beau rozluźnił się chyba, gdy zobaczył, że serio się go boję.
 - Ja... przepraszam... - szepnął, masując się po szyi, przy czym spoglądał na mnie smutnym wzrokiem. Mimo, że nie przestałam się bać, zrobiło mi się go strasznie żal. Jestem bardzo uczuciową osobą, więc w jednej chwili wszystkie złe uczucia, którymi darzyłam Brooksa, zniknęły.
 Pisnęłam cichutko, patrząc na niego, gdy wydawał się taki słodki. ,,A może faktycznie był, tylko skrywał się pod maską dupka? ", pomyślałam, patrząc jak uśmiecha się lekko.
 Usłyszałam głośny rechot, który sporowadził mnie na ziemię, wprawiając w jeszcze większe zawstydzenie niż przedtem.
 - Shut The Fuck Up* - warknął Beau na swojego najmłodszego brata.
 - Emm... to ja się pójdę ubrać. - Rzekłam cicho, i z opuszczoną głową poczłapałam na górę.
 ,,Co ci odbiło? ", odezwał się diabeł na moim ramieniu. ,,Mogłaś zrobić coś więcej...", syknął, po czym wybuchł śmiechem.
 ,,Nie powinnaś w ogóle tam schodzić ani tym bardziej podsłuchiwać ich rozmowy " , wtrącił się anioł na lewej łopatce, przez  którego przypomniało mi się o czym tak na prawę rozmawiali zanim przyszłam.
 O co w tym wszystkim chodziło? Uciszyć? Oni mają kogoś ... zabić?
 Przełknęłam nerwowo ślinę, zamykając drzwi od swojego pokoju. Dopadłam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy, którymi okazały się być zielona koszula w kratkę, biały podkoszulek i czarne prześwitujące leginsy.
 Rzuciłam się jak najszybciej w stronę łazienki, by móc zmyć z siebie te głupie pytania bez odpowiedzi oraz emocje których za żadne skarby nie powinnam odczuwać nigdy w życiu, bo w końcu nie żyję w jakimś popieprzonym filmie akcji, prawda?
 Odpinając ramiączko od stanika, naszła mnie dziwna i szalona myśl. Co by się stało, gdybym ja sama sie nie rozebrała? Gdyby zrobił by to ktoś inny?
 Uśmiechając się lekko, zsunęłam górną część garderoby na ziemię i starając się nie myśleć o niczym, zrzuciłam majtki.
 - Naprawdę tego chcesz? - Spytał, po czym znowu zaczął całować moją skórę. Jęknęłam cicho, odchylając głowę w tył. Oparłam ją na jego barku, rozkoszując się tym cudownym uczuciem poczucia ponętnych warg bruneta na swojej skórze. 
 - Tak... proszę... - jęknęłam, wyciągając ręce w taki sposób, bym mogła obiąć jego umięśnione ciało, a przynajmniej jego niewielką część. 
 Datknął lekko swoimi dużymi dłońmi mojego podbrzusza, masując je przyjemnie. Schodził nimi niżej, aż do mojego czułego miejsca. - Och... Luke... 
 - Boże, co? - Wybudziłam się z transu, trzęsąc głową na wszystkie strony w niewiarygodnym tępie. 

 Weszłam pod prysznic**, od razu oblewając się lodowatą wodą. Syknęłam i zakręciłam kran, czując się jak w jakimś koszmarze. Zrobiłam kilka głębokich wdechów, po czym znów puściłam wodę lecz tym razem ciepłą.
 Lałam na twarz wodę prosto ze słuchawki prysznicowej, by mów zapomnieć o mojej bardzo wybujałej wyobraźni.
 Głupia - Przeszło mi przez myśl, po czym nałożyłam szampon na swoje wilgotne włosy.
 To wszystko jest takie głupie - dodałam, robiąc wielką pijanę z moich włosów.
 *Nie mogłam tego napisać po polsku, przepraszam ♥
 **Tak już napisałam, zapominając, że nie ma prysznica w opisie łazienki. Dajmy na to, że tam był :*
____________________________________________________

Hej miśki ♥ 
Daję dziś, bo już napisałam ♥ 
Pisałam na szybko, pewnie wam się nie spodoba ;-;
Ale i tak liczę na komentarze, nawet jeśli mają być negatywne :*
Kocham was miśki ♥



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 4

- Gotowi? - Spytałem, zatrzymując samochód. Zerknąłem na każdego po kolei, po czym nie czekając na odpowiedź, wysiadłem z auta. Reszta (prócz Skipa, który został w samochodzie) postąpiła tak jak ja, podrywając się ze swoich siedzeń stanowczo.
 Znajdowaliśmy się przy porcie Phillip Bay, przy głównym moście, czekając na Noela i jego 'przyjacół'. Co najdziwniejsze? Lato, godziny szczytu, upał - ani żywej duszy nad morzem. Zawsze na plaży zawsze było pełno ludzi, niezależnie od pogody, a ta jak najbardziej zwiastowała setki ludzi. Coś czuję, że Noel ma z tym coś wspólnego.
 - Nigdzie ich nie ma... - Zaczął panikować Jai, a ja zaśmiałem się w duchu. Wiedziałem, że Ariana jest dla niego ważna, ale teraz myślę, że ma na jej puncie obsesję. Całą noc wypłakał, jęcząc jak ona cierpi i bojąc się, że jej nie uratujemy, a jeszcze nigdy nie było sytuacji której nie opanowaliśmy.
 - Uspokuj się. Wątpie, że nawet jak przyjdą tą wezmą ze sobą rudą. - Westchnął mój bardziej ogarnięty brat, otrzymując tylko zabójcze spojrzenie swojego bliźniaka.
 Odwróciłem wzrok w stronę drogi wzdłuż morza i ujrzałem czarne BMW, zatrzymujące się niedaleko nas. Chłopacy podążyli za mną wzrokiem, w chwili gdy z samochodu wysiadł nieźle napakowany gościu.  Spojrzał na nas, jakby dokładnie znał nasze dokładne położenie, po czym otworzył drzwi z tyłu i wyciągnął z auta drobną czerwonowłosą nastolatkę.

 Zanim zdążyłem coś zrobić,  Jai ruszył w ich stronę z chęcią mordu wymalowaną na twarzy.

 - Zatrzymaj się kurwa. - Warknąłem, przyciągając go za ramię do siebie. Brunet spojrzał na mnie wyraźnie zdenerwowany, ale nic nie powiedział, zaciskając mocno szczękę.

 Człowiek Noeala podszedł do nas z wyraźnie wystraszoną dziewczyną, której wzrok utkwiony był w jej chłopaku.

 Nie dziwie się, że się bała - nie wiedziała o naszych brudnych sprawach i lepiej by było, gdyby tak zostało.

 - Czego od nas chcesz? - Pierwszy odezwał się Luke, zakładając ręce na piersi, chcąc pokazać jaki jest ,,odważny" .

 - Miałem wam przekazać wiadomość. Ta nowa, która do was przyjechała, nie jest tym, za kogo się podaje. Na pewno będzie chciała wiedzieć coś więcej, a jeśli tak się stanie, nie żyjecie.

 - Wcale się was nie boimy. Tylko po to porwaliście ją? - Spytałem, z rozbawieniem i spojrzałem na trzęsącą się Arianę.

 - Nie tylko. Mój szef chciał bym wam przekazał to - dodał, wyciągając zza skórzanej kurtki kopertę i podał mi, bez cienia jakichkolwiek emocji na swojej kwadratowej twarzy.  Już zabrałem się do otworzenia jej lecz on znów przemówił. - Nie teraz. Najpierw zajmijcie się nią - warknął i popchnął rudą tak, że upadła z hukiem na gorący piasek. Jai zareagował natychmiastowo - rzucił się w jej kierunku, po czym pomógł jej wstać, pytając czy na pewno nic jej nie jest. 
 Każdy wpatrzony był w tą scenę - prócz mnie. Ja widziałem tylko wielkiego mężczyzne uśmiechającego się drwiąco, który wsiadał do czarnego BMW.
***
Amanda's POV

 - Ami? - Usłyszałam głos mojej starej koleżanki ze szkoły, wydobywający się z mojego telefonu komórkowego.
 - Lisa? - Spytałam z niedowierzeniem. Jak tak szybko zdołała znaleźć mój numer?
 - Boże, jak sie cieszę, że odebrałaś! Gdzie ty jesteś? Czemu nie ma cię w szkole? - Zadawała ciąg pytań, nie dając mi szansy odpowiedzi na żadne z nich.
 - Yoo, stop, basta. Może dasz mi dojść do głosu? - Przekrzyczałam ją, zdenerowana jej dziecinnym zachowaniem. Nie znałam jej wcale lecz ona znała mnie za dobrze. Miała jakąś obsesję, a w szkole działy się dziwne rzeczy jej ,,przyjaciołom" na których się uwzieła. Między innymi znikali w tajemniczych okolicznościach, ale to chyba mogę sobie darować. - Po pierwsze. Skąd masz mój numer? 
 - Kiedyś mi go podałaś, nie pamiętasz? - odparła, zmieniając ton głosu na słodki, zapewne bym skończyła ją wypytwać. Problem w tym, że nie - nie pamiętam. Nawet nigdy z nią tak na prawdę nie rozmawiałam, chyba, że mnie do tego zmuszała lub nie miałam wyjścia. - Kończąc temat, gdzie ty jesteś? 
 Westchnęłam w duchu, zdając sobie sprawę, że nie da mi tak szybko spokoju.
 - Wyjechałam. - Rzuciłam, wiedząc, że ta odpowiedź jej nieusatysfakcjonuje. W głowie jednak, miałam jednak malutką nadzieję, na to, że...
 - Ale gdzie? A co z twoim psem i mamą? Do kogo wyjechałaś i po co? - Przerwała mi moje rozmyślenia kolejnym ciągiem pytań. Postanowiłam odpowiedzieć na nie, sądząc, że po tym da mi spokój.
 - Do Australii, Dog'a wzięłam ze sobą, a Emma  została w Londynie. Wyjachałam do ... - zawachałam się, nie wiedząc co powiedzieć. Bo chyba nie to, że mój martwy ojciec przyjachał do mnie z Australii, by mnie zabrać do siebie i mojego porąbanego brata z czwórką idiotycznych przyjaciół, cierpiących na padaczkę mózgową, a w tym Chłopaka Z Dziwną Szczękąi dwóch bliźniakow z niebiańskimi oczami. Nie... czekaj... Co? Zapomnijcie o tym ostatnim. - Do dziadka. Przeprowadziłam się. - Skłamałam, otrząsając się z moich poprzednich myśli. 
 - Ale czemu? Wiesz jak mi będzie bez ciebie smutno? - Rzekła płaczliwym tonem, a ja zaśmiałam się w duchu. 
 - Ach, na pewno znajdziesz sobie jakichś przyjaciół - ,,których również będziesz nękać", dodałam w myślach. - Uspokuj się... och, przepraszam, dziadek mnie woła. Rozmowy sa tu bardzo drogie, więc nie dzwoń więcej. - Zbyłam ją, kończąc połączenie. 
 Czas się wypakować - westchnęłam i przeciągnęłam się na moim pięknym, słodziutkim i miękkim łóżeczku. Wstałam z niego i z niezadowoleniem stwierdziłam, że popołudniowa drzemka mi jakoś nie wyszła i nabawiłam się scierpniętych nóg. Ignorując to, podeszłam do Dog'a, który ucinał sobie właśnie drzemkę - to był taki nasz zwyczaj. Tylko, że mi się teraz nie udało, a on sobie spał w najlepsze. Jestem miła, ale to już lekka przesada, prawda? 
 Patrząc na psa, zaczęłam zastanawiać się po raz kolejny, jak to się stało, że Emma ukrywała przedemną prawdę przez tyle lat oraz dlaczego tak od razu zgodziłam się zamieszkać u Toma. 
 - A ty co byś zrobił na moim miejsu skarbie? - Szepnęłam cicho do psa, głaszcząc go po głowce. 
 Szkoda, że psy nie mogą mówić... wszystko byłoby łatwiejsze, bym miała przyjaciela który by mi doradził, który by mnie pocieszał... A teraz mogę tylko mówić mu swoje najwięsze sekrety i opiekować się nim. Może by mi pomógł w tej sytuacji, pomógł się przystosować do tego miejsca...
 Czemu ja nigdy nie miałam przyjaciół? Ludzie to marne istoty, napawające się cierpieniem innych. Mało znajdzie się tu tych, którzy żyją lub tych, którzy cierpią. Na tym świecie jest zbyt dużo cierpienia, a zbyt mało miłości. Ale jeśli głębiej się zastanowić - ludzie cierpią tylko z miłości i z jej braku. 
 Nie wiem czemu, ale przed oczami pojawił mi się obraz Luke'a, uśmiechającego się tak, gdy pierwszy raz go ujrzałam. ,,Jest słodki", pomyślałam, wracając na łóżko. 
 - Ughr... Jaka ty jesteś głupia - skarciłam się na głos, rzucając na łóżko plackiem. 
 Cisza dookoła zdawała się wywiercać we mnie dziwne odczucia - poczułam serce. Wiem, że dziwnie to brzmi i strasznie banalnie, ale każdy chyba ma w życiu taki moment, kiedy przez chwile nie czuje nic, a potem skupia się na jednej rzeczy. Swoje ciało i umysł. Ja poczułam właśnie serce, poczułam, że coś tam w środku, coś, czego n i e   m o ż n a  poczuć, ma w sobie  p u s t k ę. Tak, jakbym niczego nie czuła lecz w żeczywistości, w tej chorej żeczywistości, mój mózg nasuwał mi jedną myśl. Straszną i idiotyczną, tak jak całe te moje życie odkąd weszłam do  t e g o  domu. 

____________________________________________
Hejka miśki ♥
Myślałam, że nie napiszę tego rozdziału ;-;
Coraz więcej osób to czyta, co mnie trochę denerwuje, że
jak coś źle napisze to stracę czytelników ;-;
Ughr, ten rozdział pisałam na szybko, czytając w tym samym czasie
PLL, więc nie wiem jak wyszedł ;-;
Liczę na komentarze  ♥
Kocham was ♥

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 3

 - Ooo... piesek... my też mamy pieska... - zaczął dziecięcym głosem Beau, patrząc na Dog'a, którego wypuściłam z klatki.
 - Jak się wabi? - Spytał Jai, odwracając głowę od huskiego, by móc spojrzeć na mnie.
 Cała nasza szóstka siedziała na podłodze okrytej białym, puszystym dywanem. Pokój sprawiał piorunujące wrażenie i był dwa razy większy  niż mój poprzedni. Białe jednoosobowe łóżko z pudroworóżową pościelą stało pod ścianą, a nad nim wisiało duże, kwadratowe okno. Zaraz obok łóżka widniały wielkie drzwi balkonowe, o okrągłych skosach, a na nich wisiała wielka jasnoróżowa, lekko pofalowana  firanka.
 Biurko - jak można się domyślić - było białego koloru i stało w rogu złączone z półką na książki. Niedaleko niego umieszczona była kremowa sofa, a przy niej mały stolik na kawę i dwie pufy - jedna z motywem Londynu, a druga z motywem Nowego Jorku. Ściany były pokryte farbą koloru ,, Antique White" .
 Nie tylko mój pokój róznił się od tego z Londynu - wszystko było inne. Londyn jest po prostu klasycznym, starym miastem w którym zatrzymały się stare tradycje. Ogólnie jak w całej Anglii. Tam po prostu jest nudno.
 Australia to zupełnie inne miejsce - wiem to, choć jestem tu od niecałej godziny. Od dawna to wiedziałam, to przecież oczywiste. Tu żyje się chwilą... a Melbourne? Wygląda jak pomniejszone L.A. z lekką przesadą.
 Ja miałam jednak takie szczęście, że znalazłam się trochę dalej od centrum i tych toksycznych oparów,a w tych okolicach jest w miarę spokojnie.
 - Ams, żyjesz? - wyrwał mnie z zamyślenia Skip.
 - Och... ma na imię Dog - odpowiedziałam, zwracając się do Jai'a. On uśmiechnął się do mnie szczerze, a ja mimowolnie spojrzałam w jego oczy. ,, Umm... Czekolada...", odezwało się moje ,,drugie ja". Nerwowo oblizałam wargi, zapatrzona w te słodkie, czekoladowe tęczówki.
 Te chwilę przerwał mi Chłopak Z Dziwną Szczęką, rechoczący się głośno. Obudziłam się z transu tak gwałtownie, jakby ktoś oblał mnie zimną wodą.
 - Nazwałaś psa Pies? - Zaczął się brechtać, a ja spojrzałam na niego jak psychopatę, który uciekł z zakładu dla upośledzonych. Reszta zdawała się nie zwracać uwagi na przyjaciela, zachowując się jakby takie zachowanie było zupełnie normalne.
 - Nie wkurzaj mnie ty... - zaczęłam, ale bezczelnie mi przerwano.
 - Dobra, dobra, koniec. Nie kłóćcie się, dopiero się poznaliśmy - James wykonał dziwny ruch rękami, po czym nawet mi zachciało się śmiać.
 Dog niespodziewanie skoczył na mnie i upadłam prosto na plecy. Poczułam jego język na swojej twarzy i niestey jego nieświerzy oddech. Próbując ściągnąć psa z mojej zacnej osoby słyszałam głośne śmiechy chłopaków, którzy nawet nie raczyli mi pomóc.
 - Zaraz ten pies ją zgwałci... - zapiszczał Beau, jakby oglądał jakiąś dobrą komedię. ,,Tego za dużo...', pomyślałam zdecydowanie, po czym mocno odepchnęłam Dog'a od siebie. Los chciał, by pies 'niefortunnie' pomachał łapką w locie, przy czym podrapał twarz najstarszego Brooksa. Gdy wszyscy zdali sobie sprawę, co tak naprawdę przed chwilą zaszło ryknęli śmiechem. Sam Beau trzymał się za bolący policzek, z wyraźnym bólem w oczach. Wykrzywił dziwnie usta, wydając z siebie głośny, dziwny jęk.
Może dla nich to śmieszne, ale ja zaczęłam się trochę martwić o poszkodowanego. Podpełzałam bliżej do Chłopaka Z Dziwną Szczęką i delikatnie zabrałam jego dłoń ze zranionego polika. Syknęłam, patrząc na dość głęboką ranę.
 Nawet nie zorientowałam się kiedy śmiechy ucichły, a każdy wpatrywał się we mnie, czekając na mój ruch. Zaczęło mnie irytować to, że nikt nie podał nawet głupiej szmatki.
 Wstałam, wyjmując z kieszeni chusteczkę i podbiegłam do swojej łazienki, w której jeszcze nie byłam.
Pierwsze co zobaczyłam to duża półokrągła wanna, stojąca na śrosku pomiejszczenia. Nie przejełam się wnętrzem tak bardzo jak powinnam, tylko szukałam w roztargnieniu umywalek. Po dosłownie dwóch sekundach zauważyłam dwie, stojące przy tej samej ścianie co drzwi. Odkręciłam kran i namoczyłam chustkę, po czym wróciłam szybko do Beau, przykładając mokrą tkaninę do krwawiącego miejsca. Przez przypadek spojrzałam mu w pełne bólu oczy i stwierdziłam, że każdy Brooks ma niesamowite tęczówki. Skarciłam się w myślach, powoli przecierając ranę.
 - Gdzie się tego nauczyłaś? - zapytał z zaciekawieniem w oczach Jai, przerywając krótkie milczenie.
 - Szczerze? Nigdzie. Zbyt dużo kryminałów oglądam. - Zaśmiałam się, nie odrywając od wcześniejszej czynności. Poczułam, że zielonooki trochę się spiął i wymienił porozumiewawcze spojrzenia z resztą.
Nie przejmując się tym, zakończyłam swoją robotę i wyrzuciłam chustkę do kosza. - Ten pies jest niebezpieczny, jeśli masz coś do mnie. - Opomniałam go, po czym usiadłam na łóżko. Mój wzrok skakał z jednego na drugiego, a z drugiego na trzeciego, a z... zatrzymał się na Jamesie.
 Czemu nie mogę mu nic powiedzieć? Ledwo co tu przyjachałam, a czuję się jakbym była tu zawsze. Ale przy chłopakach jest zupełnie na odwrót. Gdy z którymś rozmawiam, czuję się tu obca. Może jestem spokrewniona z ich kumplem, ale oni o tym nie wiedzą, i coś czuję, że się nie dowiedzą zbyt szybko.  

Beau's POV

 - Stary, oni coś przed nami ukrywają i nie pozwolę, by ktoś taki jak te cioty nas wykiwały! - Jai podniósł głos lecz nikt za badzo się tym nie przejął. 
 - Zrozum, musimy zaczekać na...
 - On ma racje - przerwałem cicho Skipowi, a wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Podpierałem się złączonymi rękoma jak do modlitwy, siedząc na czarnym obrotowym fotelu. - Musimy zadziałać. Grozili nam, a my nie poddamy się tak łatwo. Trzeba tylko dowiedzieć się, co oni knują. - Westchnąłem kończąc swój krótki monolog. Wstałem i przetarłem brodę, będąc w głębokim zamyśleniu. ,,Stary, weź coś zrób, bo oni cię zrujnują... ", pomyślałem, przechodząc po pokoju. - Ktoś ma jakieś pomysły? - Poddałem się po chwili, zwracając swoje słowa do reszty naszego zespołu. 
 - Moglibyśmy wysłaś Teddy'iego na przeszpiegi...
 - To dla niego zbyt niebezpieczne. - Uciąłem od razu, zakładając ręcę na piersiach. ,, Dobry pomysł, tylko, że nasz Teddy zupełnie nie wie jak się obsługiwać prawdziwą bronią", prychnąłem w myślach, czekając na lepsze propozycje.
 - A może by tak... - Zaczął James lecz w tej chwili przerwał mu odgłos dzwoniącego telefonu. Zerwałem się do odebrania.
 - Tak? 
 - Daj mi do telefonu babę.- Usłyszałem oschły, dobrze znany mi głos w słuchawce.
 - Nie będziesz mi kurwa mówił co mam robić. Nie zamierzam grać w te twoje durne gierki Noel. - Warknąłem, a oczy chłopaków gwałtownie się powiększyły. To pierwszy raz, odkąd dzwonił sam 'przywódca' ich gangu, bo wcześniej widzieliśmy się tylko na żywo. W makabrycznych sytuacjach i skutkach. 
 - Daj mi tą łajzę do telefonu, Brooks. To zapewne ważne dla niego. - Dodał, niewzruszając się moją odmową. Zrezygnowany, podałem komórkę Jai'owi.
 - Czego? - Syknął. ,,No... nieźle się uczy..." , zaśmiałem się w myślach, ale humor mi znikł, jak zobaczyłem, że mój brat gwałtownie pobladł. - Zostaw ją... - chrząknął i cała sprawa stała się dla nas wszystkich jasna. Wyrwałem mu komórkę z ręki i zacząłem:
 - Gdzie jest Ariana? 
 - Co? Twój braciszek się boi? - zaśmiał się, a we mnie zabrakło cierpliwości.
 - Gdzie jest kurwa Ariana?! - Wybuchłem, nie zważając na reakcję chłopaków.
 - Bądźcie jutro o czwartej przy moście. Będziemy czekać tam z waszą dziwką. - Rzekł, po czym do moich uszu dotarł odgłos przerwanego połączenia.
_______________________
 
Hej miśki <3
Jak tam u was? U mnie tak średnio :/
Przez tą dramę z Jarianą się popłakałam :'(
Zostawiajcie ślad po sobie <3 
Kocham was <3

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 2

  W chwili gdy poczułam, że oczy zaczynają mi łzawić, zorientowałam się, że już nie śpię - a co najgorsze - że to nie był sen. To była chora rzeczywistość. Te osoby, Emma, Tom... Nie mogę w to uwierzyć. Dopiero teraz do mnie dotarło to, że podjęłam zbyt pochoptną decyzję lecąc na drugi koniec świata z obcym facetem.
  Przeciągnęłam się mocno, czując jakby coś mi strzeliło w karku. Zdecydowanie nie powinnam spać na czymś tak twardym. Ukradkiem spojrzałam na mojego tatę, który grał w Angry Birds na tablecie. ,,Nie będzie tak źle...", przeszło mi przez myśl, patrząc jak pokonuje najtrudniejsze jak dla mnie rundy. Szybko odwróciłam wzrok, zastanawiając się czy to nie dziwne zjawisko. Mężczyzna grający w gierki dla dzieci - szałowe, można by zrobić sensację internetu.
  W duchu parsknęłam śmiechem. ,,O czym ty myślisz? Masz chyba ważniejsze problemy niż jakaś głupia gierka" odezwał się mój jakże pomocny w życiu głosik.
  Westchnęłam wykładając się na całej długości fotela. ,, Co ty robisz ze swoim życiem...", pomyślałam z grymasem na ustach, po czym usiadłam normalnie. Ze swoich szortów wyciągnęłam komórkę i sprawdziłam która godzina. Zegarek wskazywał na 11 PM, czyli powinniśmy za chwilę lądować. Znaczy to też, że w Australii, do której już zapewne wlecieliśmy jest dziewiąta rano.
  - Do jakiego mista właściwie lecimy? - zadałam pytanie, wybudzając się z transu. Prawie łysy mężczyzna (musiałam) odwrócił wzrok i uśmiechnął się przyjaźnie.
  - Do Melbourne - odparł, odwracając wzrok. Melbourne... Czy to nie jest największe i najfajniejsze misto w Australii?! Nie wieże... Coś czuję, że nie będzie tak źle jak się spodziewałam. Najgorsze będzie przystosowanie sie do ludzi. Mój ojciec jeszcze wczoraj nie żył, a teraz siedzi obok mnie... To znaczy... wydawało mi się, że nie żył. Ironia losu, prawda? Raz, że go nie ma, raz że jest jak polityk (chyba nie muszę tłumaczyć), a teraz zachowuje się jak dziesięciolatek. Już nie wiem co jest gorsze - pięciolatek, czy mój ojciec. Mam nadzieję, że mój brat będzie trochę podobny do mnie z charakteru i ma nieźle przesrane w głowie. Tak, nie należę do najgrzeczniejszych, słowo. Mimo tego, że jestem ,,ładna" i ,,utalentowana'', i ,,zabawna", i - jak ja to mówię - ,,chuj wie co jeszcze"; nigdy nie miałam chłopaka. Ani przyjaciół. No, może nie licząc Dog'a, którego traktowałam najlepiej ze wszystkich żyjących sworzeń na świecie. 
   Ale wracając do tematu - James musi ogarnąć moją schizę. Inaczej poprostu się nie dogadamy.
 - A jak się zachowuje James? - wymsknęło mi się. W sumie dobrze, że niepotrafię być... a zresztą, nie ważne.  
 On lekko zdziwiony tym pytaniem, rzekł:
 -Normalnie... jak już mówiłem, to zwykły nastolatek, nie ma go całe dnie w domu... wychodzi z przyjaciółmi. Nikt za nimi za bardzo nie przepada, ale myślę, że nie są tacy źli, jeśli rozumiesz o co mi chodzi.- Posłał mi porozumiewawczy uśmiech, którego niestety - albo i stety - nie zrozumiałam. 
  -No właśnie nie za bardzooo... - przeciągnęłam ostatnią samogłoskę, wpatrując się w niego. Mogę się założyć, że wyglądałam jak osoba z downem. Po prostu zawsze tak wyglądam, gdy kogoś nie rozumiem. Tom parsknął śmiechem, zachowując się jak typowy nastolatek. ,,Serio Jamesa nie ma często w domu, bo by mu chyba coś o tym powiedział...", pomyślałam, krzywiąc się lekko.
  - To są dobzi chłopcy, tylko nie potrafią nad sobą zapanować. W dość wielu znaczeniach. - Zaśmiał się, powracając do gry. 
 Nie wiem o co chodzi, serio. Są zboczeni czy kradną, a potem oddają rzeczy. Wątpie, by to drugie, bo w końcu jeden z nich to mój brat, ma coś ze mnie w żyłach. 

***
 - Jesteśmy! - gdy tylko Tom otworzył drzwi i dał znać o naszym przybyciu, w domu zrobiło się niezwykle cicho. Przedtem było słychać wrzaski, przekleństwa i odgłosy tłuczonych naczyń. Po chwili, zza pierwszych drzwi na lewo wyszła kobieta o pięknych, zadbanych czarnych włosach i ciemnych lecz ciepłych tęczówkach. Jednak gdy przyjrzałam jej sie bardziej, dostrzegłam tonę musztardy na jej wełnianym sweterku. Ona jednak nie była zła - wręcz roześmiana. Nie wyglądała jakby się tym jakoś przejmowała. Gdy już zamierzała cos powiedzieć, na szczycie schodów pojawiła się para nóg, a potem parę par odnóży, by po paru sekundach zobaczyć przed sobą piątkę roześmianych, przystojnych chłopaków. Mój wzrok spoczął na parze bliźniaków, szczerzących się do mnie jak mysz do sera. Jeden z nich był całkiem opalony i miał czapkę zimową czapkę, mimo tak ciepłego lata w Australii. Drugi za to na czarnych włosach miał niebieskie, krzykliwe pasemko, kolczyk w nosie i podkówkę w dolnej wardzę. Jego piwne, duże oczy były roześmiane, jakby ich właściciel usłyszał naprawdę dobry tekst. Na jego widok moje usta się rozszeżyły, a oczy wypadły z orbit. Tak, wyglądałam jak mała małpka, patrząca na upragniony banan... błagam, bez skojarzeń.
 - Uuu... Nieźle, nieźle James. Zazdroszczę ci, że twój stary znajduje sobię takich przyjaciół... - odezwał się któryś z boku, przez co lekko zmieszna powróciłam na ziemię, a mój wzrok powędrował w kierunku najdziwniejszego faceta z najbardziej wysuniętą szczęką jaką znam. Uśmiechnęłam się złośliwie. 
 - Ty zapewne nie masz takiego szczęścia - rzekłam, a gdy zauważyłam, jak jego wyraz twarzy diametralnie się zmienia ze zboczonego dupka, na zszokowanego idiotę. 1:0 dla mnie, chłopaku z dziwną szczęką.
 - Ten dupek to Beau, mój starszy brat - przerwał chłopak w którego się wcześniej wpatrywałam. Mój uśmiech zmienił się ze złośliwego, na przyjazny (i zapewne lekko idiotyczny), gdy znów spojrzałam na tego z niebieskim pasemkiem we włosach. - Ja jestem Luke, a ten tu - wskazał na swojego bliźniaka - to Jai. Ten to Skip...
 - Palecem się nie pokazuje, suko! - zaśmiał się chłopak w włoasmi postawionymi w górę. Zaśmiałam się cicho. ,, Coś czuje, że nie będzie tak źle...", pomyślałam.
 - Ahh, a ty to zapewne James, tak? - uśmiechnęłam się w stronę sporego lecz słodkiego chłopaka z oczami dokładnie takimi samymi jak jego matka.
 - Jasne. Ty to pewnie Amanda, córka... no wiesz... trochę przykra sprawa... - zaczął się jąkać, a mi się zrobiło żal, że nie mogę się do niego przytulić jak do własnego brata. No, ale on przecież nic nie wiedział, dziwnie by to wyglądało, bo jego koledzy też nie. Patrząc na Jamesa w środku zaczęłam nienawidzić swojego ojca tak jak Emmy - on też ich okłamuje. Dopasowali się, nie ma co...
 - Można się przyzwyczaić. - Uśmiechnęłam się sztucznie, ale jestem zbyt dobrą aktorką by to zauważyć.
 - Ja jestem Margaret - kobieta posłała mi przyjazny uśmiech, który od razu odwzajemniłam. Przez chwilę zapadła głęboka, nurtująca cisza, przy której zauważyłam, że cioty się wpatrują we mnie jak w obrazek. A raczej Beau wpatruje się w moje trochę zbyt odsłoniętę piersi przez niesforną koszulkę.
 - Ehem... Nie chce być niemiła, ale nie napalaj się tak pedobearze. - Powiedziałam patrząc na zboczeńca, po czym każdy (nawet rodzice Jamesa) wybuchli głośnym śmiechem.  O yeahh, 2:0 dla mnie, dziwko.
 - Widzę, że towarzystwo ci pasuję, Ams? - bardziej stwierdził niż spytał Tom, przez co ja i James spojrzeliśmy na niego ze wstydem w oczach. Ksywa? Och serio tato, serio? ,, No... przynajmniej nikt nie wie, że to mój ojciec...", pomyśłam, zauważając wreszcie w tym planie jakieś plusy.
 - No to... Ams... - zaśmiał się cicho Beau - pozwól, że zaprowadzę cię do twojego pokoju, a te... - spojrzał z udawanym obrzydzeniem na swoje rodzeństwo - pasztety zaniosą ci walizki. 
 - Pasztety? Czegoś lepszego nie mogłeś wymyślić? Jestem z was wszystkich najprzystojniejszy! - stwierdził Luke, wypinając dumnie pierś do przodu.
 - Pfff... ja jestem od ciebie przystojniejszy - wyśmiał go jego bliźniak. Moję oczy powiększyły się dwukrotnie, nie mogąc pojąć ich głupoty. 
 - Och, jesteś tego taki pewien? Nie widzisz moich pięknych ust? - spytał, robiąc dziubek z wymienionej części twarzy, przez co wyglądał, jakby chciał go pocałować. 
 - Ja mam ładniejsze oczy - stwierdził z przekonaniem Jai.
 - Ale oni wiedzą, że wyglądają prawie tak samo? - Spytałam, wskazując ręką na scenę odgrywaną przedemną. Wszyscy znów wybuchli śmiechem, nie licząc bliźniaków. Jai spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zabić, a Luke przegryzł swoją pełną dolną wargę, patrząc mi prosto w oczy. Dupek. ,, Ale niezły dupek", stwierdziłam w myślach, przez co miałam wielką ochotę zapaść się pod ziemię, choć i tak nikt nie wiedział o czym myślę.  - Chodźcie już. - Szepnęłam, wchodząc po schodach, a James i Skip wzieli moje wlizki. Coś czuję, że Beau i Luke to najgorsi faceci, jakich bóg na świat zesłał. 
____________________________________

Hej kotki ♥
Mam dla was złą i dobrą wiadomość...
Zła to taka, że mam ograniczenie internetu i rozdziały będą dodawane co ok. tydzień :'(
Dobra to taka, że...
że...
no....
emmm.....
Tak, więc przepraszam, że takie krótkie rozdziały, ale spróbuje się poprawić ♥
Dziękuję bardzo @xQueenHale z twitterka, bo widzi moje tweety  ♥
I chciałabym polecić bloga mojej nowej koleżanki  ♥


Mam do was prośbę:
Możecie polecić mojego bloga swoim znajomym z twittera czy bloga ? 
To dla mnie ważne ♥
Kocham was miśki ♥

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 1

Ledwo otworzyłam oczy, a przed sobą ujrzałam Dog'a, merdającego wysoko ogonem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że już nie śpię, a mój pies leży na moim łóżku podczas gdy ja goszczę podłogę. Wstałam, otrzepując się z niewidzialnego kurzu, po czym usiadłam obok Psa (tak, nazwałam go pies) i pogłaskałam go po głowie. Był ledwo szczeniakiem, ale już niedługo będzie dużym i potężnym owczarkiem niemieckim, wiem to.
- Co mi się wgramoliłeś na łóżko? I gdzie ja mam teraz spać? - Spytałam z uśmiechem, zastanawiając się, czemu psy nie mogą gadać. Życie byłoby o wiele lepsze, znając myśli zwierząt czy też mogąc się z nimi zaprzyjaźnić jak z człowiekiem. Ale czy człowiek nie jest zwierzęciem? Zabija dla pożywienia, żyje. To niby ten sam gatunek lecz tak bardzo odmienny...
Rozmyślenia przerwał mi odgłos otwieranych drzwi od mojej 'komnaty tajemnic'.
- Cieszę się, że Dog cię obudził, mamy gościa. - Rzekła moja matka suchym tonem, po czym zniknęła w korytarzu. Zdziwiona tym, że była aż tak zdenerwowana wizytą niezapowiedzianego gościa, szybko wstałam i ubrałam szlafrok na bieliznę, by móc spotkać się z owym człowiekiem. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, bo po co ktoś, kogo moja matka prawdopodobnie nienawidzi miałby przyjść... do mnie?
Nadal nie pojmując sytuacji, wyszłam z pokoju, kierując się do salonu, skąd wyraźnie było słychać podniesiony głos mojej rodzicielki.
- Co ty sobie wyobrażasz, przychodząc tutaj?! Po tylu latach?! - Przeczuwałam najgorsze - dziadek. Gdy byłam jeszcze dzieckiem, matka mówiła mi jakiego to miała ojca. Podobno bił ją, ciotkę i babcię, ale zawsze wtedy musiała wspominać mojego ojca. ,, Nie był lepszy" , ,,Zasługiwał na śmierć" - takie słowa wpajała mi do głowy, przez co ja zaczęłam go nienawidzić i nawet nie zastanawiałam się, czy w ogóle go pochowali. Nie zastanawiałam się nawet, przez co umarł.
Ku jeszcze większemu zdziwieniu - w pokoju dziennym, na wielkim fotelu siedział mężczyzna koło czterdziestki - widać to było po jego świerzych zmarszczkach na twarzy, mimo czego wyglądał na dobrze wysportowanego. Z kpiącym uśmiechem wpatrywał się w odchodzącą od zmysłów blondynkę.
- Jak możesz tu...
- Amanda! - Przerwał jej wstając i szybkim krokiem podszedł do mnie, po czym przytulił mnie mocno. Ja zszokowana nie ruszyłam się ani o milimetr, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. - Tak się za tobą stęskniłem! Ostatnim razem...
- Jak śmiesz?! - Wydarła się moja matka, odpychając go ode mnie. On posłał jej oburzone spojrzenie, nie przejmując się wcale tym, że w jej tęczówkach zionie ogień.
- Chyba mam prawo przytulić własną córkę! - Odrzekł zadziwiająco spojonym tonem. Z początku nie zrozumiałam jego wypowiedzi, ale po chwili zorientowałam się, że on mówił o mnie. Poczułam jak krew dopływa mi do twarzy, przez panujący w głowie harmider. Ten facet ma nierówno pod sufitem, by nazywać się moim ojcem, zważywszy na to, że on nie żyje.
- Co?! Mój tata nie żyje! - Wykrzyknęłam, czując napływające do oczy łzy. Może i był straszny, i nie chciałam mieć z nim doczynienia, ale boli mnie to, że ktoś robi sobie żarty z jego śmierci. Jeszcze bardziej zdenerwowała mnie jego reakcja - wydawał się być zdziwiony moim wybuchem.
- O czym ona mówi, Emmo? - Zadał pytanie mojej matce, która niemal od razu straciła z twarzy swoją pewność siebie. Czy to możliwe, by coś przede mną ukrywała?
- Powiedziałam jej, że nie żyjesz. - Rzuciła jakby od niechcenia, choć  było słychać skruchę w jej głosie. W tej chwili poczułam, jak świat mi się zawala. Zrobiło mi się niedobrze i oczy zaczęły mnie piec.
- Co?! TY jesteś moim ojcem?! Tyle lat mnie okłamywaliście?! Tyle lat żyłam w tym pieprzonym teatrzyku, myśląc, że mam tylko matkę?! - Wydarłam się na cały dom, nie opanowując łez, spływających mi teraz po policzkach.
- Amando, to było dla twojego dobra! - Przerwałam mi Emma. Prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
- Dobrze, to nie jest ważne, kto tu kogo okłamał. Amando, chcę byś zamieszkała ze mną. - Przerwał nam mężczyzna, strzelając prosto z mostu. Już nie wiem co jest dziwniejsze - to, że mama okłamywała mnie przez całe życie, czy to, że obcy mężczyzna chce bym z nim zamieszkała. On chyba zauważył mój wstrząs, bo kontynuował : - Mam żonę i syna w Australii, twoja mama sobie nie radzi i pewnie nie powiedziała ci, że straciła pracę - spojrzał przy tym na nią znacząco, a ona ukryła twarz we włosach. - Ani, że sąd przyznał mi opiekę nad tobą. Komornik powinien tu być lada chwila po telewizor, przez nie zapłacone rachunki - dodał, a ja słuchałam uważnie, choć i tak nic nie rozumiałam. - Mamy samolot za trzy godziny, radziłbym ci się spakować. - Zakończył, patrząc przy tym przelotnie na mój strój. Nie dając mi okazji do zadania jakichkolwiek pytań (których miałam miliony), wyszedł do kuchni. Mój wzrok utkwiłam w Emmie.
- Przepraszam córciu, ja nie...
- Nie chciałaś?! - wybuchłam, dając przy tym upust emocjom - nie chciałaś mnie okłamywać przez całe życie?! Nie chciałaś, bym myślała, że nie mam ojca? Nie chciałaś bym... - przy tym przełknęłam głośno ślinę - wiedziała, że mam rodzeństwo którego pragnę od zawsze?! Nienawidzę cię! - wykrzyczałam potok słów, po czym wybiegłam z salonu, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Mam ojca, który chce, bym z nim mieszkała, którego Emma nie chciała do mnie za żadną cenę dopuścić... to nie jest już moja matka. Ona nigdy nie była moją matką, bo osoba która cię urodziła nie może cię krzywdzić przez całe życie, prawda? I brata... kim on jest? Może jest starszy... albo młodszy... może to z Emmą dla mojego ojca to był jeden przypadek? Spotkali się w klubie, albo tata rozstał się wtedy z tamtą? A potem do siebie wrócili? A może mój brat jest ode mnie młodszy? Możliwe, że dopiero się urodził... albo ma dwa latka... może nie umie jeszcze mówić...
Wielki znak zapytania widniał w mojej głowie, gdy wrzucałam przypadkowe rzeczy do wielkiej, szarej torby na kółkach. Pod koniec włożyłam tam laptopa oraz ładowarkę. Zamknęłam torbę z łatwością - nie miałam tu dużo ubrań, jakoś nie bardzo mi zleżało na wyglądzie. Dog podleciał do mojej nogi, merdając szczęśliwie ogonkiem. ,, Chociaż on ma dzisiaj humor" - pomyślałam, wyjmując z szafy puchatą, dość dużą klatkę dla mojego pupila.
,,Co ja w ogóle robię? Nawet nie znam tego faceta..." Skarciłam się w myślach. ,,To mój ojciec, nie jego wina, że Emma trzymała mnie na smyczy..." , usprawiedliwiałam ojca w myślach. Mimo wszystko powinnam się bardziej zastanowić nad tym, czy powinnam tam jechać lecz wtedy to było bez znaczenia. Wiedziałam, że muszę uwolnić się od tej kobiety.
***
- Uwierz mi, tam będzie ci o wiele lepiej niż w Londynie - przekonywał mnie Tom - bo tak właśnie nazywa się mój ojciec. To mój pierwszy lot samolotem i mam nadzieję, że ostatni. Nie polecam tego nikomu. Ledwo co wystartowaliśmy, a mi już chce się rzygać, nie mówiąc już o tym, że trochę mi mokro w majtkach. Myśl, że będę musiała tak spędzić osiem godzin, zabijała mnie od środka. 
Od tego czasu jednak zdołałam się dowiedzieć czegoś o nowej rodzinie - będę mieć brata, James'a, który ma szesnaście lat, czyli jest tylko o rok młodszy ode mnie. Podobno  nie ma go całe dnie w domu i chodzi do przyjaciół, by powydurniać się razem na mieście. Niezbyt przekonujące, ale być może to prawda.
Mój ojciec poznał Emmę tak jak się domyślałam - w klubie. Oboje byli pijani, a on był zaręczony. Nic poważnego. Nie mam o to żalu do niego, a wręcz przeciwnie - powiedział mi więcej niż mama kiedykolwiek. Dowiedziałam się, że co roku na gwiazdkę i moje urodziny wysyłał mi prezenty, które Emme odsyłała z powrotem. Próbował też się ze mną skontaktować, ale ona była nieugięta -  ciągle go wyrzucała. Po tym, jak powiedział mi, że przylatywał do Londynu co dwa miesiące, skojarzyłam go z ' listonoszem'. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, jak mogła mnie tak okłamywać. - Mam do ciebie tylko jedną prośbę. Nie mów nikomu, że jesteśmy spokrewnieni. Margaret mi tego nie wybaczy, tak samo jak James. Wczoraj mówiłem im, że mój przyjaciel pojechał do szpitala i chcę by myśleli, że poprosił mnie, bym się zaopiekował jego córką. - Dodał, łapiąc opiekuńczo moją dłoń. Ja, zdziwiona tym dziwnym, choć niezłym pomysłem, spojrzałam na niego spod byka. 
- Mam udawać córkę twojego przyjaciela? 
- To tylko na okres próbny - szybko wytłumaczył się Tom - musisz ich przekonać do siebie, a kiedyś powiemy im całą prawdę.
- Kiedyś czyli kiedy? Za miesiąc, rok? - Spytałam zarzenowana, wyrywając rękę z jego uścisku. 
- Córciu, przyrzekam ci, że najszybciej jak się da. - Odparł ciepłym tonem, a ja zrezygnowana oparłam głowę na poduszce. ,, Co ja tu robię?przeszło mi przez myśl, po czym zapadłam w głęboki sen. 
_________________________________________
Oto i pierwszy rozdział - na razie bez Janoskians :'( Mam nadzieję, że się podobał, wiele tu musiałam poprawiać, siedzę nad tym od ósmej, a już za pół godziny południe :'( 
Jeśli chcecie być informowani - wejdźcie w zakładkę ,, Informowani ♥"
W zakładce ,, Bohaterowie ♥" możecie zobaczyć jak wygląda główna bohaterka, choć jak w typowym fan fiction to Barbara Palvin :) 
Rozdziały będę dodawać co około 4-5 dni, a czasami może wcześniej ♥
Mój tt  ♥
Do zobaczenia skarby  ♥ Kocham was ♥